← Magazyn 2 / 2024
Bliżej się nie da
Zbliża się druga rocznica wydania pierwszego tekstu Lepszej Publicystyki. Od samego początku samorząd, odmieniany przez wszystkie przypadki i poddawany analizie z różnych perspektyw, jest jednym z najważniejszych tematów, które poruszamy w badaniach i artykułach. Jest nam szczególnie bliski ze względu na bezpośredni wpływ, jaki ma na codzienne życie społeczności tworzących wspólnotę na danym terenie. A jaki wpływ ma na organizacje samorządowe? O tym porozmawiam z Julią Godlewską i Maciejem Andruszko.
Kinga Senderecka: Prowadzenie własnej organizacji pozarządowej to chyba niemałe wyzwanie. Ciekawa jestem, jak to wygląda z Waszej pespektywy. Może zacznijmy od kuchni. Jakie zadania przypadły Wam w udziale jako członkom zarządu? Może jest coś, co nie jest oczywiste dla naszych czytelników i czytelniczek, którzy widzą tylko efekty naszych działań.
Julia Godlewska: Jestem członkinią zarządu już drugą kadencję. Dbam o kwestie finansowe i administracyjne. W pierwszej kadencji zajmowałam się też sprawami organizacyjnymi dotyczącymi spotkań i wyjazdów. W obecnej pilnuję naszej skarbonki, wyszukując konkursy, z których możemy uzyskać dofinansowanie, planując budżet i zarządzając nim oraz obsługując konta bankowe. Prowadzę też szeroko pojęte biuro stowarzyszenia (oczywiście w formie online), przygotowuję i przekazuję dokumenty do organów zewnętrznych, pilnuję, aby wpływały do nich w odpowiednich terminach. Zajmuję się również koordynacją jednego z projektów i jestem koordynatorką wolontariatu w naszym stowarzyszeniu. Wspieram też innych liderów i liderki projektów w kwestiach finansowych, podpisywania umów, rozliczeń księgowych i zarządzania budżetem.
Maciej Andruszko: W poprzedniej, a zarazem pierwszej w historii Lepszego Jutra kadencji pełniłem rolę przewodniczącego. Odpowiadałem za organizowanie i koordynowanie pracy całego stowarzyszenia i zarządu. Prowadziłem też zespół redakcyjny oraz badawczy, a także pracowałem przy organizacji konferencji w ramach projektu “Różowe Archiwa”. Pomimo zarządzania zespołami merytorycznymi, na tworzenie i realizowanie własnych projektów często nie wystarczało już czasu i zasobów.
K.S.: To nie brzmi jak praca marzeń. Wydawać by się mogło, że praca w organizacji, która ma na sztandarach zmianę jakościową życia publicznego, będzie bardziej fascynująca. A tu finanse, organizacja, sprawy techniczne. Czy to nie jest przytłaczające? Co w takim razie Was zmotywowało do założenia stowarzyszenia?
M.A.: Pomysł na działanie zrodził się w mojej głowie kilka lat wcześniej, zanim założyliśmy stowarzyszenie. Kiedy obserwowałem organizacje pozarządowe, przede wszystkim takie, które zajmują się komentowaniem polityki i tworzeniem jej, zawsze brakowało mi w sferze publicznej takiej, z którą mógłbym się stuprocentowo zgodzić. Okazało się, że formalnie stowarzyszenie jest najłatwiejszym sposobem na zrzeszanie się. Założyliśmy je grupą osób, która realizowała już wcześniej kilka wspólnych działań. Nigdy nie były one jednak w pełni nasze, zawsze były osadzone w cudzych strukturach. Musieliśmy się zmagać ze skostnieniem uczelni albo dostosowywać do zastanych w innej organizacji zasad funkcjonowania. Więc chyba decydująca była właśnie potrzeba posiadania własnej przestrzeni do mówienia o tym, co jest ważne, co powinniśmy zmienić w Polsce, do przedstawiania swoich propozycji w taki sposób, jaki sobie sami wypracujemy. Okazało się, że formuła stowarzyszania jest dla nas najbardziej odpowiednia. (Umówmy się, także najbardziej demokratyczna, co wśród samych liderów i liderek nie jest bez znaczenia).
J.G.: To było trudne i długotrwałe, ale udało się nam to zrobić! Założyć organizacje od podstaw, co samo w sobie jest dużą gratyfikacją. Stworzyliśmy dobrze wewnętrznie działającą organizację, do której ktoś może przyjść, być ekspertem/ekspertką w swojej dziedzinie i nie przejmować się trybami organizacyjnymi tylko dzielić się swoją wiedzą. Odpowiadając więc na Twoje pytanie, powiem: To organizacyjne obciążenie jest rekompensowane przez satysfakcję płynącą z dobrze działającego stowarzyszenia i zadowolenia ludzi, którzy z nami pracują, tworząc warstwę merytoryczną naszych działań.
K.S.: Z mojej perspektywy praca, którą włożyliście w zbudowanie organizacji od podstaw, jest godna podziwu! Tym bardziej, że działania organizacyjne są często niewidoczne z zewnątrz. Myślę, że sprawność, z którą stworzyliście stowarzyszenie, jest po części wynikiem doświadczenia, którego nabyliście w innych organizacjach. Wiedzieliście, od czego zacząć i jakie są Wasze cele. Jak w świecie NGO ma odnaleźć się osoba, która chce działać, ale nie miała z nimi jeszcze do czynienia? Chciałabym Was poprosić o opowiedzenie o samych początkach - jakie wygląda proces zakładania stowarzyszenia i jakie są Wasze doświadczenia z nim związane?
J.G.: Moje doświadczenie z zakładaniem stowarzyszenia jest takie, że na początku to są sterty dokumentów do przeczytania. Ale nie ma co się przerażać! Sama procedura sprowadza się do kilku mało skomplikowanych kroków. Potrzebujemy co najmniej 7 pełnoletnich osób, nie ograniczonych w prawach obywatelskich, które deklarują chęć założenia stowarzyszenia i zostania osobami członkowskimi. Potrzebny będzie też statut, który przyjmowany jest na walnym zgromadzeniu założycielskim. Podczas tego spotkania wybierany jest zarząd, który następnie zgłasza stowarzyszenie do Krajowego Rejestru Sądowego.
Zresztą proces zakładania stowarzyszenia jest bardzo łatwy w porównaniu z procesem jego likwidacji (śmiech). Od wielu lat są podejmowane inicjatywy uproszczenia tego prawodawstwa.
Oczywiście nie obejdziemy się bez zagłębienia się w akty prawne, ale na szczęście nie jest ich dużo. Działalność stowarzyszeń jest określona w ustawie prawo o stowarzyszeniach, w ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, a w kwestii rozliczeń obowiązuje ustawa o rachunkowości (ale tylko częściowo, bo część przepisów jest zapisana w dwóch poprzednich). Ustawa prawo o stowarzyszeniach i ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie to taki pakiet podstawowy, który najlepiej przeczytać od deski do deski. W tych dokumentach jest opisany cały proces zakładania i wymogi formalne co do dalszego funkcjonowania organizacji: jak się powinna rozliczać, jakie dokumenty i gdzie powinna wysyłać.
W pigułce treść tych ustaw możemy znaleźć w poradnikach na portalu ngo.pl. Jest tam też mnóstwo materiałów stworzonych przez doświadczonych w działalności trzeciego sektora ekspertów i ekspertki. Poświęcając chwilę, możemy zapoznać się ze wszystkimi procedurami krok po kroku za pomocą poradników, nagrań na YouTube, kalendarzy itd.
M.A.: Zgadzam się z Julką i wrócę na chwilę do tego, o czym wspomniała na początku, czyli ludzi. Tak, potrzebne jest jedynie 7 osób. Kilka zgranych osób wystarczy, by rozpocząć działanie naszej wymarzonej organizacji. Stowarzyszenie nie musi być od razu duże. Na początek wystarczy 10 osób i jasno określony cel.
Warto pamiętać, że to, jak szybko uda nam się zarejestrować stowarzyszenie, może zależeć też od wspomnianego przez Julkę KRS (Krajowego Rejestru Sądowego). Wniosek składamy w sądzie rejonowym właściwym dla miejsca działania organizacji.
K.S.: Rzeczywiście, nie brzmi to przerażająco. Zatem czy w ogóle napotkaliście jakieś problemy?
J.G.: Najtrudniejsze w całym procesie jest moim zdaniem to, co się dzieje od momentu zaakceptowania wniosku do chwili, kiedy można rozpocząć pracę merytoryczną. To, co Maciek powiedział o zgranej grupie, która będzie się wzajemnie motywować, jest bardzo ważne w ciągu pierwszych kilku miesięcy istnienia organizacji. Chciałoby się robić już, chciałoby się zacząć następnego dnia, a co chwila pojawiają się kolejne rzeczy, które trzeba załatwić, zanim będzie można zacząć działać. Trzeba iść do ZUS-u, do urzędu skarbowego, trzeba wypracować sobie sposoby rozliczania się. Trzeba założyć konto w banku, bo dopóki się go nie ma, nie można zebrać składek. Dopóki nie zbierze się składek, nie ma się pieniędzy na wykupienie domeny, bez której nie można założyć służbowych maili czy pozyskać licencji na programy. Na początku trzeba działać na otwartych licencjach i prywatnych mailach. Jakiś czas zajmuje wykonanie wielu drobnych zadań, które są potrzebne na samym początku. Czasem niezałatwienie jednej sprawy blokuje kolejną. Dobrze jest być tego świadomym przed założeniem stowarzyszenia i mieć od razu plan, aby przebrnąć przez ten etap jak najszybciej i móc rozpocząć pracę merytoryczną, która daje najwięcej satysfakcji.
K.S.: Przejdźmy w takim razie to tego, co stanowi sedno Waszej działalności, czyli wspomnianych już działań merytorycznych. Mówisz o tym, że warto mieć plan, szczególnie na pierwszym etapie działania, gdy jeszcze czekamy na załatwienie wszystkich kwestii formalnych. Tematem aktualnego numeru Lepszej Publicystyki jest samorząd. A z czym zaczynaliście działalność? Co było Waszym tematem i planem na pierwsze sto dni?
M.A.: Właściwie samorząd był tematem, którym zajęliśmy się już na samym początku naszej działalności. Teraz, gdy za nami wybory samorządowe i za moment druga rocznica istnienia Lepszej Publicystyki, jesteśmy przekonani, że był to strzał w dziesiątkę. Samorząd jest miejscem, w którym polityka jest najbliżej nas, na tym szczeblu mamy potencjalnie największy wpływ, najłatwiej się zaangażować. To, w jaki sposób działa nasz samorząd, bezpośrednio przekłada się na jakość naszego życia - budowę nowych parków, remont drogi czy sprawną komunikację publiczną. Jednocześnie nie jest to temat tak rozpalający jak wielka polityka krajowa, co pokazała frekwencja podczas ostatnich wyborów samorządowych. A przynajmniej podczas pierwszej tury. Mało jest odważnych i kompleksowych pomysłów na to co, możemy zmienić w funkcjonowaniu samorządów, aby mogły one lepiej dostosować działanie do realnych potrzeb społeczności.
J.G.: Istotne jest też to, że samorząd to temat, którym nie zajmujemy się tylko z perspektywy chłodnych obserwatorów. Po pierwsze - także jesteśmy obywatelami, więc jest to dla nas ważne z perspektywy osobistej. Po drugie, stowarzyszenie i samorząd jako dwa osobne byty w znacznym stopniu ze sobą koegzystują. Jesteśmy zatem integralną częścią sytemu, którym się zajmujemy z perspektywy publicystycznej, badawczej, edukacyjnej i aktywistycznej. Zgodnie z ustawą odpowiedzialny za działania organizacji pozarządowej jest starosta powiatu. W naszym przypadku ze względu na siedzibę jest to prezydent Krakowa, który prawdopodobnie nigdy o nas nie słyszał. Ta podległość to obowiązkowa forma współpracy NGO z samorządami, która wynika z ustawy - minimum, którego każda organizacja pozarządowa musi doświadczyć.
Oczywiście NGO mogą działać, tak jak my, ogólnopolsko, ale każdy z nich jest zarejestrowany na terenie konkretnego powiatu. Każda organizacja pozarządowa jest zawieszona w strukturach samorządowych. Zdarzyło nam się nie dostać środków, bo z województwa małopolskiego było już za dużo beneficjentów. Grantodawca nie wziął pod uwagę tego, że działamy na terenie całej Polski, znaczenie miało miejsce, w którym jesteśmy zarejestrowani.
M.A.: Pozornym rozwiązaniem trudności z uzyskiwaniem finansowania jest posiadanie jednostek terenowych organizacji – przepisy pozwalają na zarejestrowanie kilku adresów w KRS. Pozornym, ponieważ te adresy trzeba gdzieś mieć, a pozyskiwanie siedzib i biur stanowi spore wyzwanie.
K.S.: Słucham Was uważnie i mam wrażenie, że istnieje rozdźwięk pomiędzy przepisami a rzeczywistością. Formalnie organizacje pozarządowe są ściśle związane z samorządami, na terenie których są zarejestrowane, a jednocześnie nie dostają realnego wsparcia z ich strony w pozyskiwaniu siedzib.
J.G.: Dużą rolę odgrywa wielkość powiatu, na terenie którego organizacja jest zarejestrowana. Nasze stowarzyszenie nie dość, że działa ogólnopolsko, to jeszcze zarejestrowane jest na terenie wielkiego miasta. W takiej sytuacji, jeśli nie jest się ogromną, działającą od lat i powszechnie znaną organizacją, to ginie się w anonimowym tłumie. Z samorządem NGO łączą jedynie wspomniane już wcześniej przepisy.
Inaczej sytuacja wygląda w mniejszych miejscowościach. Na przykład w powiecie ziemskim, na którego terenie działa kilkanaście NGO, a osoby pracujące w organach samorządowych znają się z osobami z zarządów organizacji, o wiele łatwiej jest uzyskać siedzibę czy dofinansowanie. Wspólnota i możliwość bezpośredniego kontaktu umożliwiają skuteczną współpracę, z której obie strony mogą czerpać korzyści.
Niektóre samorządy starają się budować taką wspólnotę w sposób bardziej sformalizowany poprzez tworzenie biur do spraw organizacji pozarządowych. I to jest bardzo dobre rozwiązanie! Najlepiej, żeby pracowały tam osoby, które same kiedyś działały w NGO. Taki organ naturalnie staje się wtedy łącznikiem pomiędzy tym, jak samorząd może wspierać organizacje pozarządowe, a tym, co może od nich czerpać.
K.S.: Znacie realia zarządzania stowarzyszeniem, przynajmniej takim, które jest zarejestrowane w dużym mieście. W jaki sposób Waszym zdaniem samorząd mógłby ułatwić życie organizacjom pozarządowym i wpierać je w ich działaniu?
M.A.: Odpowiedzią zawsze są pieniądze. Trzeci sektor nie jest szczególnie bogaty. Mało jest organizacji, które są na tyle duże, żeby finansować się całkowicie samodzielnie. NGO rzadko są miejscem, w którym zatrudnia się ludzi na pełen etat. Według badań przeprowadzonych przez Stowarzyszenie Klon/Jawor przeciętny roczny budżet organizacji pozarządowej w 2020 roku wyniósł 26 tysięcy złotych. Dotacje udzielane przez samorządy stanowią duże, ale nie jedyne potrzebne wsparcie dla NGO. Jako drugą palącą potrzebę wskazałbym pomoc w pozyskiwaniu lokali. Na początek wystarczyłaby przejrzysta procedura wynajmu. Jakiś czas temu podjęliśmy próbę pozyskania lokalu dla stowarzyszenia od Urzędu Miasta Warszawa. Wiązało się to z przeprowadzeniem własnego śledztwa, aby dowiedzieć się, które pomieszczenia są dostępne oraz który wydział za nie odpowiada. Kiedy już uda się namierzyć wolny lokal, można wynająć go po preferencyjnych cenach, ale zazwyczaj trzeba sobie takie pomieszczenie wyremontować, co często wykracza poza możliwości finansowe organizacji. Pozwolę sobie dodać, że nie są to drobne remonty, polegające na pomalowaniu ścian. Mam nadzieję, że stan pomieszczeń, które oferuje samorząd, a przynajmniej tych, które mieliśmy okazję oglądać, nie oddaje jego stosunku do organizacji pozarządowych.
Alternatywnym dla wynajmu pojedynczych lokali rozwiązaniem jest organizowanie współdzielonych przestrzeni, w których NGO mogłyby mieć dostęp do małych biur i sali. W tym zakresie samorządy mogą zaczerpnąć rozwiązana od samych zainteresowanych – wiele takich miejsc jest prowadzonych przez organizacje pozarządowe. Przykładem tego typu przestrzeni jest Miejsce Akcji Paca 40 na Pradze-Południe w Warszawie. Można tam zarezerwować salkę, zrobić coś dla lokalnej społeczności. Nie wymaga to tony dokumentów, które często zabijają ideę społeczeństwa obywatelskiego i gaszą chęć działania.
J.G.: Według mnie idealną formą wspierania organizacji pozarządowych przez samorząd małym kosztem byłoby bezpłatne lub po preferencyjnych cenach udostępnianie małych pomieszczeń, w których można by było odłożyć sprzęt, postawić jedno biurko, zrobić dyżur zarządu oraz zarejestrować organizację pod tym adresem. Najlepiej w takim budynku, w którym jest recepcja czy portiernia, w której można zostawić pocztę. Dodatkowo jakaś jedna większa sala na wydarzenia, jedna warsztatowa. Często organizacje szukają dla siebie siedziby, która będzie miała to wszystko, i korzystają z niej raz w tygodniu. Takie współdzielone przestrzenie użytkowane przez jak najwięcej osób są lepsze z perspektyw ekonomicznej i ekologicznej. Szczególnie, że mogłaby to być na przykład zaadaptowana na ten cel część budynku urzędu lub któryś z nieużywanych budynków będących własnością gminy (a wiele gmin ma takie budynki). Na samo przygotowanie takiej przestrzeni z pewnością znalazłyby się środki, bo to przecież szereg działań, których głównym celem jest aktywizacja społeczeństwa.
K.S.: Funkcjonowanie na wspólnej przestrzeni na pewno miałoby szansę przełożyć się na pogłębienie współpracy samorządów i NGO. Na koniec chciałabym odwrócić trochę sytuację i zapytać, co organizacje pozarządowe mają do zaoferowania samorządom, co mogą im dać?
M.A.: Samorządy mogą korzystać z wiedzy ekspertów i ekspertek, konsultować projekty uchwał i działania w poszczególnych obszarach. W dodatku tacy specjaliści i specjalistki wywodzący się z organizacji to ludzie chcący działać, bo im zależy. Nie są zazwyczaj nastawieni na zysk jak firmy consultingowe.
J.G.: Organizacje pozarządowe aktywizują ludzi do działalności lokalnej na rzecz społeczności. Często samorządy realizują działania, które trudno jest zorganizować, mając do dyspozycji tylko zasoby (sprzęt, ludzi) administracji samorządu. Dobrze działająca organizacja pozarządowa jest w stanie odciążyć samorząd, angażując wolontariuszy, wykorzystując kontakty czy własny sprzęt. W zamian potrzebuje wsparcia finansowego czy lokalowego. NGO i samorządy powinny żyć w symbiozie.
K.S.: Dziękuję Wam bardzo za rozmowę. Trzymam kciuki za to, aby po wyborach w samorządach zaczęły pojawiać się proponowane przez Was rozwiązania.
🖊️ Korekta: Beata Zając
Przeczytaj więcej:
← Do strony głównej