← Magazyn 1 / 2023
Lepsze Jutro = Lepsza Konstytucja?
Święto Konstytucji 3 maja to chyba najbardziej pogodne święto polskiego kalendarza. Nie wzbudza kontrowersji, przedłuża nam majówkę, a podczas obchodów nie płoną śmietniki. To też święto odnoszące się bezpośrednio to tego, co interesuje nas najbardziej - wizji państwa i próby walki o lepsze jutro. To zatem dla nas dobry moment na przedstawienie się. Lepsze Jutro to stowarzyszenie, które tworzymy jako społecznicy i społeczniczki, którym brakowało odważnej, choć wciąż merytorycznej, rozmowy o tym, jak powinien wyglądać nasz kraj, nasze państwo i nasza wspólnota, bez zbędnych i prowadzących tę wspólnotę ku ruinie walk plemiennych.
3 maja potraktujemy zatem jako punkt wyjścia do dyskusji o tej wspólnocie i tym, jak i w jakich ramach chcemy, by funkcjonowała. Czym innym jest bowiem konstytucja, jeśli nie próbą stworzenia dla nas takich ram? Zaczynamy więc od rozmowy o najważniejszym dokumencie w państwie, bo od czego lepiej zacząć dyskusję niż od podstaw? Będzie to przez najbliższe tygodnie i miesiące osnowa naszych rozważań nad przyszłością naszego państwa i naszego w nim funkcjonowania.
Jaka konstytucja?
Konstytucja to nie tylko zbiór suchych artykułów, przepisów i regulacji dotyczących instytucji państwowych. Gdyby tak było, utonęłaby w gąszczu innych ustaw i rozporządzeń. Dlaczego to akurat ten dokument wywołuje tyle dyskusji, ekscytacji lub niechęci, w zależności od strony sporu politycznego? Jest to bowiem tekst, w którym bezpośrednio wyrażamy umowę pomiędzy społeczeństwem a państwem. Kładziemy fundament pod wszystkie nasze późniejsze plany i wizje.
Z tego względu społeczeństwa starają się, aby ich konstytucje były dobre, solidne i odporne na wszelkie wstrząsy oraz katastrofy. Gdy kładziemy fundament pod dom i wiemy, że podłoże jest podmokłe, to albo je osuszamy albo budujemy dom na palach. Podobnie z państwem - nie możemy ignorować otoczenia, w którym żyjemy. W przeciwnym wypadku zostaniemy z konstytucją, która jest zupełnie niedopasowana do naszych potrzeb i nie spełnia swojej roli. Marzył nam się strzelisty wieżowiec, ale może się okazać, że na tym podłożu przestronny parterowy budynek będzie najbezpieczniejszy. Dlatego przy tworzeniu konstytucji jest bardzo ważne, żeby wyrażała pewien konsensus społeczny (zakładając, że mówimy o demokracjach) i by zapanowała powszechna zgoda co do wizji, którą w niej zawrzemy. Nie możemy jednocześnie zastosować kilku różnych konstrukcji - fundament musi być jeden.
Niedemokratyczna konstytucja
Przykładem niedopasowania fundamentu państwa do otoczenia jest według nas właśnie Konstytucja 3 maja, którą dzisiaj upamiętniamy - projekt nadzwyczaj postępowy jak na swój czas, ale jednak nieudany i z założenia bez możliwości powodzenia. Dlaczego?
Naszym zdaniem (choć nie jesteśmy historykami), Konstytucja była skazana na porażkę nie tylko ze względu na wojnę, która wybuchła z powodu proponowanych w niej reform, ale także, a może przede wszystkim, ze względu na sposób jej przygotowania i wprowadzenia - wszak została wprowadzona za pomocą puczu parlamentarnego. Budowanie wspólnej wizji państwa, jakkolwiek postępowej i porządnie przygotowanej, pod nieobecność większości posłów jest zaprzeczeniem konsensusu, o którym pisaliśmy wcześniej. Uzasadnianie wprowadzania przepisów prawa wyższą racją i słusznością dziejową jest drogą bardzo niebezpieczną (taka konstytucja z demokracją będzie miała już niewiele wspólnego), a także nieskuteczną – z jakiego powodu mamy być przywiązani do ustawy wprowadzonej wbrew nam? Czy nie przypomina to nam ustaw pisanych na kolanie, reasumpcji głosowań, skracania czasu wypowiedzi parlamentarzystów czy braku konsultacji społecznych, których jesteśmy świadkami w dzisiejszym sejmie?
Egalitarna konstytucja
Jak zatem powinno to wyglądać? Skąd wiedzieć, jaki rodzaj domu dopasować do jakiego podłoża i kto powinien o tym decydować? Czy wizja naszej wspólnoty (i jej instytucjonalnej emanacji, jaką jest przecież państwo), jej kształtu, sposobu funkcjonowania, pomysłu na tego, kto powinien dzierżyć władzę, powinna zrodzić się w głowach elit intelektualnych lub/i politycznych czy wyjść z potrzeb szeroko rozumianych mas?
W naszym przekonaniu odpowiedź jest prosta, ale wymaga wyjścia poza rozważania o elitaryzmie/demokratyzmie i napięciu między jednostką a społeczeństwem. Powinniśmy raczej poszukiwać odpowiednich mechanizmów i form współpracy w ramach istniejących warunków.
Co to oznacza w praktyce? Że przyjmujemy pewien stan rzeczy jako oczywisty i idziemy dalej. Wiemy już, że jednostka jest ważna, ale także że nie jest w stanie funkcjonować bez zdrowego i szczęśliwego społeczeństwa (i odwrotnie!). Nie będziemy w tej kwestii wyważać otwartych drzwi. Powiemy jednak stanowczo tak: każdy i każda z nas powinien/powinna mieć wpływ na kształt naszej wspólnoty. Co ważne: nie musi, ale powinien/powinna móc. (W skrócie: można się wypisać na żądanie, ale nie zalecamy).
Będziemy zatem szukać odpowiedzi nie na pytanie, czy (angażować nas wszystkich w dyskusję i zapraszać do szerokiej partycypacji), ale jak? W jakim stopniu? Wedle jakich mechanizmów? I czy jeśli będzie przewodzić temu ktoś wykształcony, to już będzie podszyty manipulacją technokratyzm? Jak szeroka powinna być debata? Jak mogłaby się odbywać? Przez lata uczyliśmy się o tym, że grecka agora to kwintesencja demokracji, ale nie do zrealizowania we współczesnym, kilkudziesięciomilionowym społeczeństwie. Jest nas po prostu ZA DUŻO.
Tylko, jak to często bywa z różnymi narracjami, do których, jako dzieci XX wieku jesteśmy przyzwyczajeni, te szybko potrafią się dezaktualizować. Może jeszcze na przełomie wieków trudno było wyobrazić sobie tego typu zgromadzenia, ale wtem, na białym koniu wjeżdża XXI wiek i rewolucja cyfrowa. Czy agora nadal jest niemożliwa? A Twitter? A Facebook? A e-voting? A Jasmina? Oczywiście nadal możemy przyjmować uznane, nowożytne podejście, że po to mamy reprezentację w parlamencie, by ktoś, kto reprezentuje nasze poglądy, mógł głosować tak, jak chcemy. Jednak czy to zawsze się sprawdza?
Rozmyta konstytucja
Aktualna konstytucja z 2 kwietnia 1997 roku przyjęta została przez parlament, który, podobnie jak ten z lat 2015-2019, był bardzo przesterowany, wtedy jednak nie w prawą, ale w lewą stronę sceny politycznej. Czy można więc mówić o pełnej reprezentacji, gdy prawie 35% (!) głosów (prawie 5 milionów) zostało oddanych na partie (głównie prawicowe), które nie przekroczyły progu wyborczego?
Ale to już szczegóły. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro jest już z nami tyle lat, to nie warto jej zmieniać. Raz, że mogliśmy się przyzwyczaić, a dwa, jest sprawdzona - znamy jej wady i zalety. Poza tym - co za różnica, co jest w konstytucji? 90% społeczeństwa (a nasza intuicja podpowiada nam, że także ogromna część polityków i polityczek) i tak jej nigdy nie przeczytało. Z drugiej strony mało kto z nas zna kodeks karny, a przecież wiemy, że za zabójstwo można iść do więzienia. I choć może nie potrafimy wymienić wszystkich kompetencji NIK, to wiemy coś o ustroju państwa, na przykład że mamy prezydenta i że głosujemy na niego w wyborach bezpośrednich albo że istnieją sejm i senat.
Tak czy siak, mamy 25-letnią konstytucję, której co prawda nie przeczytaliśmy, ale która porządkuje nam życie, czasem radząc sobie nieźle, a czasem wprowadzając więcej zamieszania niż pożytku. Spory konstytucyjne, szczególnie między organami państwa, to nierzadko błahostki, jednak nie zawsze. Polska jako jeden z nielicznych państw na świecie, ma ustrój, w którym nie ma jednego dominującego gracza po stronie władzy wykonawczej - ani silnego premiera z wyborów bezpośrednich, ani prezydenta mającego realny wpływ na władzę. Budowniczy III RP nie mogli się zdecydować ani na system kanclerski, ani prezydencki, ani przynajmniej na porządne osłabienie kompetencyjne prezydenta kosztem premiera lub odwrotnie.
Lepsza Konstytucja?
Jednocześnie, przy obecnej polaryzacji społeczeństwa, trudno jest wyobrazić sobie, że moglibyśmy zasiąść do prac nad zmianą konstytucji. Jedna strona zarzuca drugiej, że ma zapędy do stworzenia państwa wyznaniowego (i to pewnie z monarchią!), druga tej pierwszej, że broni kompromisowej, postkomunistycznej konstytucji i nie ma postawy propaństwowej.
Uważamy jednak, że rozmawiać można zawsze. Co więcej - chcielibyśmy Was do tej rozmowy zaprosić. Chcemy ją zacząć od tego, co nam najbliższe i z czym mamy do czynienia na co dzień – od samorządu terytorialnego. Samorządność to dla nas nie tylko dobrze skonstruowany rozdział w konstytucji – to przede wszystkim sposób wpływania na najbliższą rzeczywistość i wiążące się z tym pytania: Ile władzy chcemy mieć w swojej dzielnicy/sołectwie, ile w gminie, a ile w województwie? Czy w ogóle zależy nam na tym, żeby mieć wpływ? A może jednak w Polsce przydałaby się nam federacja albo silne regiony jak kiedyś Autonomia Śląska? Wreszcie pytanie, z którą przestrzenią się utożsamiamy – z naszą rodzinną miejscowością, regionem geograficzno-kulturowym czy może po prostu z Polską, a nawet Europą? W następnych tygodniach przedstawimy Wam kilka naszych przemyśleń i pomysłów.
✅ Korekta: dr Beata Zając
PS Cieszymy się, że tu dotarłaś/eś! Mamy nadzieję, że pozostaniesz z nami na dłużej.
Przeczytaj więcej:
← Do strony głównej