← Magazyn 1 / 2023
Różowe teczki, różowe archiwa
W marcu nasze Stowarzyszenie rozpocznie współpracę w ramach projektu „Różowe Archiwa”. Jest to projekt realizowany przez Fundację na Rzecz Różnorodności Polistrefa, w ramach którego chcemy przybliżyć i spopularyzować historię akcji „Hiacynt” i związanych z nią niesławnych „różowych teczek”.
Teczki – to słowo, które w naszej polityce pojawia się już od ponad 150 lat. Początkowo po prostu jako zbiór dokumentów – np. Teka Stańczyka czy zbiór kompetencji – teka ministra. Jednak od momentu transformacji skojarzenia stały się nie tylko mocniejsze, ale także prawie jednoznacznie negatywne – teczki, tym razem czyjeś lub na kogoś, stały się standardową częścią krajobrazu politycznego. Teczki na innych miał Macierewicz, swoją teczkę miał niesławny TW Bolek i teczki w swojej szafie pochowane miał Kiszczak. Są jednak teczki, o których mało się mówi, a których nie zakładano dlatego, że ktoś był zaangażowany politycznie, stanowił zagrożenie albo chciał współpracować z władzami ludowymi. Różowe teczki zakładano tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś zdaniem władz był „podejrzany o skłonności homoseksualne”.
W latach 1985-87 w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, Milicja Obywatelska przeprowadziła szereg akcji o wspólnym kryptonimie „Hiacynt” – w ramach której tysiące mężczyzn zostało zatrzymanych, spisanych, a niektórzy z nich zmuszeni zostali do podpisania oświadczeń o ciężkiej do ustalenia treści (nie mamy tak naprawdę pewności, jakie dokumenty powstały w ramach akcji), ale najprawdopodobniej związanych właśnie ze „skłonnościami homoseksualnymi”. Szacuje się, że w ramach akcji spisano około 14 tysięcy osób. Możliwe, że części z nich założone zostały teczki, nazwane później „różowymi teczkami”. Warto zaznaczyć, że temat samych teczek jest dosyć niejasny. Słowo teczka dobrze oddaje charakter zbieranych informacji, jednak nie ma pewności czy dokumentacja rzeczywiście przyjmowała formę fizycznie istniejących teczek. W trakcie przesłuchań zbierano informacje o kontaktach „podejrzanego” - z kim, gdzie i kiedy się spotykał, jakie utrzymywał relacje. Formalnie akcje zostały przeprowadzone ze względu na potencjalnie kryminogenny charakter „środowisk gejowskich”, ze względu na szereg morderstw popełnionych na mężczyznach homoseksualnych oraz przez zagrożenie rozprzestrzenianiem się wirusa HIV, które było wtedy wiązane głównie z homoseksualnymi mężczyznami. Jak jednak pokazały późniejsze badania, najważniejszą przyczyną zakażeń jest kontakt z krwią, a zaraźliwość podczas seksu związana jest z nieużywaniem prezerwatyw, a nie określonym typem kontaktów seksualnych.
Nie mamy pewności, co dokładnie działo się następnie z tak zebranymi informacjami. Mogły być wprost używane do szantażowania, wymuszania współpracy lub nieużywane wcale – do zastraszenia wystarczała świadomość, że gdzieś na komisariacie leżą papiery z bardzo prywatnymi informacjami. Równie dobrze mogły nie być używane wcale albo być wykorzystywane pośrednio (a jak wiemy władza autorytarna lubi mieć każdą możliwą informację o swoich obywatelach). Samo zbieranie informacji o czyjejś orientacji psychoseksualnej, nie jest niestety niczym niezwykłym – miało to również miejsce w Stanach Zjednoczonych, w innych krajach bloku wschodniego i prawdopodobnie wszędzie, gdzie nie ma akceptacji dla nieheteronormatywności. Co jednak było niezwykłe w akcji „Hiacynt” była jej założona skala – docelowo chciano spisać i skatalogować wszystkich homoseksualnych mężczyzn w Polsce. W żadnym innym kraju nie odbyła się tak masowa akcja, w ramach której zbierano by informacje o każdym, niezależnie od miejsca zamieszkania, pozycji społecznej czy zaangażowania politycznego.
Z dzisiejszej perspektywy akcja „Hiacynt” jest przerażająca i arbitralna. Wyobraźcie sobie, że policja podjeżdża pod wasz dom, zabiera was na komisariat i wypytuje was o wasze kontakty seksualne. Bez żadnej prowadzonej sprawy, bez postawionych zarzutów i bez wiedzy do czego te informacje będą później wykorzystywane. Ot, tak po prostu – i to samo przytrafia się waszym bliskim czy znajomym.
W tym kontekście narracji o tym, że LGBT+ jest zarazą, z którą trzeba walczyć i jest to zachodnia, zupełnie nam obca, moda staje się tym bardziej krzywdząca. Słowa ministra Czarnka, Prezydenta Dudy czy arcybiskupa Jędraszewskiego, nie tylko jeszcze bardziej rozmijają się z prawdą, ale wręcz przekreślają traumatyczne doświadczenia tysięcy pokrzywdzonych mężczyzn. Pokrywają się też ze sposobem myślenia władzy komunistycznej – bo o kim zbieramy informacje: gdzie są, ilu ich jest i z kim mają kontakt? O chorych i zarażonych.
Brak zgody na prowadzenie takich narracji był jednym z ważniejszych powodów, dla których, zdecydowaliśmy się na realizację projektu „Różowe Archiwa”. W ramach projektu chcemy przede wszystkim głośno mówić o akcji, o jej znaczeniu i jej połączeniu z obecną sytuacją osób nieheteronormatywnych w Polsce. Szczególnie że zbliżają się wybory, a jak wiemy po ostatnich, może być to czas wzmożonej dyskryminacji i wykorzystywania społeczności LGBT+ jako straszaka. Dlatego możecie spodziewać się akcji informacyjnych, wystaw plenerowych, spotkań i dalszych artykułów w tym temacie.
Z jednej strony akcja „Hiacynt” pokazuje nam, do czego może prowadzić połączenie dyskryminacji i podporządkowania służb policyjnych celom politycznym. Z drugiej strony akcja „Hiacynt” jest kolejnym przykładem, że historia Polski była od zawsze tęczowa. Nic nie musieliśmy w tej kwestii z Zachodu „importować”.
Link do oficjalnej strony projektu:
https://polistrefa.pl/projekt-rozowe-archiwa/
✅ Korekta: Daria Malinowska
Przeczytaj więcej:
← Do strony głównej