Magazyn 4 / 2024

Nie tylko żłobek - o alternatywnych formach opieki nad dziećmi

Dominika Cybulska

Dominika Cybulska

07 lis 2024

Karolina Musiorska jest założycielką i wiceprezeską stowarzyszenia Miejsce do Wzrastania. Z wykształcenia jest pedagożką opiekuńczo-wychowaczą i terapeutką pedagogiczną. Założyła domowy żłobek, a aktualnie jej organizacja prowadzi 3 punkty opieki w Wolbromiu. Karolina pracuje jako pedagożka w szkole, a w Miejscu do Wzrastania prowadzi zajęcia dla najmłodszych dzieci. Prywatnie jest także mamą dwójki dzieci w wieku żłobkowym.

Z Karoliną rozmawia Dominika Cybulska.

D: Karolina, robisz w swoim życiu ogromnie dużo, a mimo to znajdujesz zasoby, by wspierać innych rodziców w opiece nad dziećmi. Skąd bierzesz na to czas i skąd czerpiesz na to wszystko energię?

K: Fundamentem tego, że cokolwiek robię, są inni ludzie, przede wszystkim mój mąż. To on jest teraz na urlopie rodzicielskim. To jest w Polsce rzadko spotykane i często się spotykam z pytaniem, jakim cudem wróciłam do pracy, kiedy moje dziecko miało 6 miesięcy?  A to właśnie wtedy mój mąż przejął urlop rodzicielski, a ja mogłam wrócić do szkoły. Ważne jest też to, że deleguję obowiązki, które często są na głowach mam, np. gotowanie czy sprzątanie w domu. Gdyby nie to, nie mogłabym wrócić do pracy i tyle działać. W stowarzyszeniu jest tak samo - gdyby nie ludzie i to, że współpracujemy, to też nic by się nie udało.

D: Twoja działalność zaczęła się od domowego żłobka. Czym w ogóle jest domowy żłobek i co sprawiło, że go założyłaś?

K: Miałam wtedy roczną córeczkę, chciałam i musiałam wrócić do pracy. Jednocześnie byłam jeszcze wtedy studentką pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej. Mieszkałam na wsi, więc wielu możliwości nie miałam, a z drugiej strony miałam swoje dziecko, które musiałam oddać pod czyjąś opiekę. Jako rodzice chcemy oddać dziecko w dobre, bezpieczne ręce, a placówki, która odpowiadałaby moim potrzebom, nie widziałam w swojej okolicy. Co prawda są naprawdę dobre żłobki w naszej gminie, ale dla mnie perspektywa, że oddam swoje dziecko do dwudziestoosobowej grupy, w której są też starsze dzieci, była po prostu nie do zaakceptowania.

Z tej sytuacji zrodził się pomysł, żebym sama coś otworzyła. Na studiach nikt nigdy nie mówił o takiej formie opieki jak domowy żłobek. Dopiero ustawa o opiece nad dziećmi do lat 3, którą czytałam, uświadomiła mi, że poza żłobkami, klubami malucha i nianiami istnieją jeszcze dzienne opiekunki.

Zgodnie z prawem opiekunka dzienna ma właściwie takie samo wykształcenie jak opiekunka w żłobku. Więc żeby zostać dzienną opiekunką należy skończyć studia kierunkowe, pedagogiczne, i ewentualnie, jeśli nie mamy doświadczenia w pracy z dziećmi, zrobić jeszcze krótki kurs na opiekunkę dzienną. Można też pracować jako dzienna opiekunka bez studiów. Wtedy musimy skończyć długi kurs i odbyć praktyki, żeby zdobyć doświadczenie. Kursy na opiekunkę dzienną prowadzone są przez różne ośrodki, jednak program zawsze oparty jest właśnie na ustawie o opiece nad dziećmi z 2011 roku. Każdy program jest także zatwierdzany przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Moje wykształcenie pozwalało mi na podjęcie pracy jako dzienna opiekunka. Na początku założyłam grupę czteroosobową. Domowy żłobek pozwolił mi jednocześnie wrócić do pracy i opiekować się swoim dzieckiem.

D: Mówisz o żłobku, o dziennych opiekunkach, a Miejsce do Wzrastania prowadzi punkty opieki. Czym różnią się od siebie te pojęcia?

K: Formalnie ustawa mówi o dziennych opiekunkach, punkty opieki czy domowe żłobki to nazwy używane potocznie. Czyli nasze 3 punkty opieki to są 3 dzienne opiekunki. W praktyce każda z dziewczyn ma w naszym budynku swoją salę, w której pracuje.

D: Czym różni się dzienna opiekunka czy punkt opieki od typowego żłobka?

K: Punkt opieki mogłabym opisać jako połączenie żłobka i niani - podobnie jak niania każda dzienna opiekunka opiekuje się konkretnymi dziećmi, a nie jak np. w żłobku, całą grupą. Jednak największa różnica to liczba dzieci w grupie. W typowym żłobku na jedną opiekunkę przypada nawet do 10 dzieci, ale na jednej sali może być ich jeszcze więcej. W naszych punktach opieki na jedną opiekunkę przypada maksymalnie 5 dzieci. Ważne jest także to, że wedle ustawy dzienne opiekunki mają tworzyć takie warunki, które są maksymalnie zbliżone do warunków domowych.

Dodatkowo punkt opieki możemy zorganizować w prywatnym mieszkaniu czy w domu i nie podlega on takim kontrolom jak żłobki. Punkty opieki podlegają gminie, nie są zależne od sanepidu czy straży jak żłobki, które muszą przejść przez kontrole. Jako punkt opieki też jesteśmy kontrolowani, tyle że przez wewnętrzne komórki z gminy czy ze starostwa.

D: Jak wygląda kontrola, której podlegają dzienne opiekunki? 

K: Myślę, że w każdej gminie będzie to wyglądało inaczej, ponieważ nie ma dokładnych zapisów o tym, jakie obowiązki ma w tym zakresie gmina - w jaki sposób ma nas wspierać albo kontrolować. U nas w gminie zajmuje się tym komórka odpowiedzialna za oświatę. Pojawia się tu zresztą rozbieżność między zapisami prawa a rzeczywistym zarządzaniem opieką, bo my nie podlegamy Ministerstwu Edukacji Narodowej, tylko Ministerstwu Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Natomiast u nas w gminie to połączono, pewnie dlatego, że jesteśmy pierwszym punktem opieki dziennej i konkretne rozwiązania są dopiero tworzone.

D: Czy w takim razie punkty opieki czy dzienne opiekunki to zupełnie niszowe rozwiązanie? Wiesz, jak to wygląda w innych miejscach w Polsce?

K: W małych miejscowościach, tak jak u nas, nikt w ogóle nie znał takiego rozwiązania. Do tej pory zdarza się, że rodzice nie rozumieją różnicy i traktują nas jak żłobek albo są wręcz przeciwni punktom opieki, bo np. ich zdaniem grupy 5-osobowe są za małe i dzieci gorzej będą się w nich socjalizować. Czasami konsultuję jakieś sytuacje “okołożłobkowe” i wiem, że w dużych miastach jest inaczej. Kiedy np. w Krakowie otwiera się jakiś punkt opieki, to miejsca szybko się rozchodzą.

Co ciekawe, w wakacje było trochę ruchu wokół punktów opieki dziennej, bo na otwarcie pierwszego takiego punktu w gminie została przeznaczona specjalna pula pieniędzy w ramach programu “Aktywny Maluch – Pierwszy dzienny opiekun w gminie 2024”. O wiele łatwiej jest otworzyć punkt opieki niż żłobek, więc być może miejsc opieki będzie pojawiać się coraz więcej.

D: Co zmotywowało Cię, by rozszerzyć działalność i z domowego żłobka stworzyć stowarzyszenie? 

K: Poza dostępem do miejsca opieki jest jeszcze sporo spraw, którymi trzeba się było zająć, zwłaszcza jeśli chodzi o rodziców dzieci do trzeciego roku życia. U nas w gminie niewiele się w tym zakresie działo. Gdy urodziłam córkę, miałam ogromne problemy z karmieniem piersią i nie do końca wiedziałam, do kogo się zgłosić. Lekarze odsyłali nas gdzieś dalej, bo to nie leży w ich kompetencjach. Spotkałam inne zaangażowane mamy, które także potrzebowały wsparcia i tak zrodziła się potrzeba, żeby dalej działać.

D: Jakiego wsparcia potrzebują rodzice?

K: Potrzebują przede wszystkim zapewnienia, że są kompetentnymi osobami do tego, żeby zająć się swoimi dziećmi.

Mamy mocne “przewarsztatowienie” rodziców, którzy niepokoją się na każdym kroku, czy na pewno swojego dziecka nie skrzywdzą. Natomiast najważniejsze jest, żebyśmy po pierwsze nauczyli się przepraszać nasze dzieci, a po drugie żebyśmy je nauczyli, żeby szukały pomocy w przyszłości. Potrzeba świadomości, że nie musimy być idealni, że nie musimy wiedzieć wszystkiego, że naprawdę czasami trzeba zaufać swojej intuicji.

Tego potrzebują akurat ci rodzice, z którymi ja pracuję, choć zdaję sobie sprawę, że to może być w pewnym stopniu kwestia bańki i każda grupa może potrzebować czegoś innego.

D: W stowarzyszeniu prowadzicie też grupę wsparcia dla mam, dlaczego?

K: Myślę, że rodzice potrzebują także tego, żeby się po prostu wygadać i usłyszeć, że ktoś ma tak samo jak oni - że to normalne, że nie śpią pół nocy, bo ich dziecko wywija fikołki w łóżku. Akurat moje dziecko budzi się teraz w środku nocy na godzinę żeby się pobawić i idzie spać dalej. I to jest normalne, ale potrzebowałam to usłyszeć. Czasami tyle wystarczy.

Zresztą tę grupę przestajemy nazywać już grupą wsparcia właśnie dlatego, że była odbierana jako miejsce, w którym mogą spotykać się tylko mamy, które mają jakiś problem. Natomiast tam mogą przyjść wszystkie mamy, które chcą porozmawiać i usłyszeć, że ktoś ma tak samo.

D: Skoro potrzebą jest wygadanie się, otrzymanie wsparcia i usłyszenie “to jest normalne, też tak mam”, to czy potrzebujemy do tego grup wsparcia? Czy nie od tego są relacje przyjacielskie, międzypokoleniowe? Czemu nie zapytać o to swojej mamy, ojca albo babci i dziadka? 

K: Myślę, że musimy budować wioski sami, właśnie dlatego, że brakuje nam relacji międzypokoleniowych. Nie mamy już wielopokoleniowych domów, w których można było o wiele rzeczy zapytać mamę czy babcię. Ale też mamy tak ogromne różnice w myśleniu pomiędzy pokoleniami, że trudno nam się w tym odnaleźć i ze sobą dogadać.

Oczywiście są różne mamy, różne babcie, jednak to, czego nam potrzeba, to zrozumienie, że coś poszło do przodu i że chcemy inaczej postępować ze swoimi dziećmi.

Czasami w relacjach przyjacielskich trudno jest odnaleźć takie wsparcie, jakiego potrzebujemy jako rodzice, a czasem trudno jest znaleźć na to czas. Mam wrażenie, że trzeba po prostu takiej osoby, która za nas ustali, że widzimy się danego dnia o konkretnej godzinie - to robimy właśnie w grupie wsparcia.

D: W waszym punkcie opieki pracują wyłącznie kobiety. Na stronie piszecie o punkcie, że to “druga mama”. W trakcie rozmowy mówisz często o dziewczynach, kobietach, mamach. Według badań z naszego raportu “Maluch minus” to głównie kobiety rezygnują z kariery i rozwoju zawodowego na rzecz opieki nad dziećmi. Program aktywny rodzic nazywany jest potocznie “babciowym”, co podkreśla stereotypową, opiekuńczą rolę kobiet, którą przypisuje się nam kulturowo i społecznie. Gdzie w tym wszystkim mężczyźni, ojcowie, opiekunowie? 

K: Zdecydowanie tak jest, że nasz zawód jest sfeminizowany - i w żłobku, i w przedszkolu, i w szkole. Jeżeli już pojawia się jakiś mężczyzna, to prawdopodobnie będzie szedł w górę, zostanie dyrektorem albo będzie zarządzał. A na dole nadal są kobiety i to głównie one mają bezpośredni kontakt z dzieckiem.

Chociaż jeśli chodzi o role w rodzinie, zachodzą duże zmiany. Na przykład na zebrania nie przychodzi już tylko mama, przychodzą rodzice. Ojcowie też coraz częściej odprowadzają dzieci do punktów.

Pamiętam też pewną rozmowę na studiach. U mnie na roku akurat byli mężczyźni i jeden z nich się zastanawiał nad pracą w żłobku właśnie w zakresie codziennej, bezpośredniej opieki. Prowadzący zapytał go, czy ponieważ rodzice są teraz dość wrażliwi na różne kwestie, nie obawia się tego, że będzie traktowany jak pedofil? Myślę, że mężczyźni w tym zawodzie są trochę napiętnowani, mają trochę trudniej. Szczególnie jeśli chodzi o pracę z małymi dziećmi, mniej im się ufa.

D: To bardzo przykre, że nawet na studiach, zamiast wspierać mężczyzn, którzy chcieliby pracować w zawodach opiekuńczych, zasiewa się w nich lub podsyca lęk. Smutne wydaje mi się też to, że rodzice mogą z taką nieufnością podchodzić do osób opiekujących się dziećmi wyłącznie ze względu na płeć.

Na zakończenie naszej rozmowy chciałabym zapytać Cię, czy pracując z rodzicami i opiekunami dostrzegasz jakieś konkretne problemy, lęki, obawy, którymi powinniśmy się zająć społecznie, politycznie lub prawnie, by tworzyć jak najlepsze warunki do powiększania rodzin? 

K: Pewnie jest tego więcej, ale do głowy przychodzi mi kwestia bezpieczeństwa. W tym aspekcie co prawda zachodzą już zmiany (od opiekunek i opiekunów wymagamy chociażby stacjonarnego kursu pierwszej pomocy, który do tej pory nie był obowiązkowy), ale rodzice, z którymi rozmawiam, nadal nie postrzegają żłobka jako bezpiecznego miejsca. Żeby uspokoić rodziców musimy zająć się tym, jak te kursy wyglądają, gdzie opiekunki i opiekunowie je kończą.

Myślę, że standardy ochrony małoletnich też wprowadzają ważne zmiany, chociaż dobrze by było, gdyby to nie był zwykły dokument, który leży w szafce, bo musi leżeć w razie kontroli, a na razie w wielu placówkach tak jest. Dobrze by było, gdybyśmy rzeczywiście te standardy znali i wiedzieli, że mamy prawo z nich korzystać także jako rodzice.

Dobre byłoby też sformalizowanie tego, jakimi metodami pracujemy z małymi dziećmi, chociaż rozumiem, że trudno jest narzucić żłobkom jakieś konkretne programy do zrealizowania, jakie obowiązują na przykład przedszkola czy szkoły. Ale można kontrolować to, jakimi metodami pracują opiekunki i opiekunowie, żeby było to zgodne z aktualną wiedzą akademicką.

D: Bardzo dziękuję za rozmowę.

K: Dziękuję ci bardzo za zaproszenie, za waszą pracę i za to, że mówicie głośno, jak to wszystko wygląda. Dobrze, żeby to wybrzmiało w naszym społeczeństwie.

🖊️  Korekta: Beata Zając
Dominika Cybulska
Dominika Cybulska

Kulturoznawczyni, publicystka, podcasterka. Autorka „Lepszego Podcastu”, w którym porusza kwestie tożsamości, wspólnoty i wykluczenia, członkini Lepszej Edukacji.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Przeczytaj więcej:

    ← Do strony głównej