Magazyn 2/2024

Tak blisko, a tak daleko

Marcin Dziubek

Marcin Dziubek

10 kwi 2024

Wybory, którymi nikt się nie interesuje

Żyjemy by głosować, głosujemy by żyć. No, może nie jest aż tak źle, ale rzeczywiście można odnieść wrażenie, że jesteśmy uczestnikami ciągłej kampanii wyborczej. Obraz tego, jak przytłaczające może być ciągłe wchodzenie nam polityki do domu pokazała frekwencja niedzielnych wyborów, która nie tylko nie dorównała tej z 2023 roku, ale byłą niższa niż w poprzednich wyborach samorządowych. Przy jednoczesnym wyskakiwaniu nam polityków z lodówki, była to najmniej emocjonująca (by nie powiedzieć - nudna) elekcja od lat. Nic ni zachęcało do tego by zagłosować. Czy to nie jest najgorsze połączenie jakie można sobie wyobrazić? Gdy coś nas jednocześnie nudzi i przytłacza?

Skąd takie zachowanie wyborców? Już w tekście „Frekwencyjna gorączka” Maciek Andruszko pisał, że rekordowa frekwencja budowana na polaryzacji i zasadzie: wszystko albo nic nie tylko nie sprzyja budowaniu demokracji rozumianej jako racjonalny wybór, ale też jest sztucznie dmuchanym balonikiem. Teraz balonik z hukiem strzelił nam w twarz, a samorząd, mimo że ma ogromny wpływ na nasze codzienne życie, znów okazał się dla nas mniej istotny niż sprawy ogólnokrajowe. Zresztą nie tylko wyborcy wydawali się niezainteresowani wyborami. Także w politykach i partiach pary było mniej niż jeszcze w październiku.

Wielka polityka i rząd dusz

Na brak zainteresowania wyborami samorządowymi mogło wpłynąć kilka czynników. Wspomniane przeze mnie zmęczenie wyborami jest jednym z nich. Ważny jest nie tylko sam fakt, że między elekcjami minęło mało czasu, ale także to, że na jesieni „przegrzaliśmy temat”. Rekordowa frekwencja wyborów parlamentarnych, towarzysząca im wojna plemienna i wysoka stawka jak w grze o życie spowodowały, że wybory samorządowe były przy tym mało istotnym zawracaniem sobie głowy. Już w październiku wszystko wygrałem/przegrałem - po co znów mam głosować?

Wielka polityka wygrała. To jej towarzyszą emocje, to ona niesie ze sobą sceny jak z dobrego serialu (czasem komedii), gdy na śmierć i życie walczą Tusk z Kaczyńskim, podgryzani przez Hołownię i Czarzastego. Sprawy są fundamentalne i proste zarazem – jesteś za życiem czy jeszcze bardziej za życiem, na prawo czy na lewo, za Unią czy za Rosją, z nami czy przeciw nam? Prosty wybór mniej obciąża poznawczo (nawet jeśli towarzyszą mu duże emocje) - nie musimy wnikać w szczegóły, brać na siebie odpowiedzialności za podjęte decyzje, niuansować spraw – ważne, że jesteśmy w odpowiednim teamie. Tych dobrych oczywiście.

Samorząd bliski i... skomplikowany

W wyborach samorządowych sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Ani politykom nie jest łatwo grać na emocjach, ani wyborcom w prosty sposób wskazać winnych. Dzieje się tak z kilku powodów. Najprostszym i najbardziej oczywistym z nich jest temat: Szpital nie działa? Droga ma dziury? Brakuje nam żłobka? To nie są kwestie życia i śmierci. Gdy więc dotykaliśmy już egzystencjalnych spraw kilka miesięcy temu, kto pochyli sią nad szarą i nie zawsze ciekawą rzeczywistością?

Nie tak łatwo także powiedzieć i przekonać kogokolwiek, że „winny jest Tusk”. Czasem w ogóle trudno wskazać jedną osobę czy partię, która byłaby odpowiedzialna za sytuację w danym samorządzie, szczególnie gdy wybory dotyczą... 3 (lub 4) szczebli władzy! Przecież na poziomie gminy czy powiatu nie zawsze rządzi konkretna, znana nam z wielkiej polityki partia. Czasem trudno w ogóle wskazać, kto rządzi, bo kandydaci startują z własnych komitetów. Konia z rzędem temu, kto rozwikła, z jakimi poglądami połączyć nazwy: „Samorząd jest git”, „Burmistrz na piątkę” czy „Forum dla przyszłości gminy”. Stanowczo dużo łatwiej się orientować, gdy komitet nazywa się Lewica czy Zjednoczona Prawica.

Co więcej, gdy już postanowiliśmy, na jaki komitet i na której karcie chcemy oddać głos, musieliśmy jeszcze wiedzieć, przy kim postawić krzyżyk. Kto z czystym sumieniem może powiedzieć, że zna swojego starostę powiatowego lub radnego sejmiku województwa ze swojego okręgu?  Nieznajomość kandydatów może być zniechęcająca. Sam tym razem głosowałem w Warszawie i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jedyną osobą, której poglądy i wypowiedzi znałem, jest kandydatka na prezydentkę Warszawy – Magda Biejat. Na pozostałych kandydatów_ki oddałem głos wedle klucza partyjnego. Czy to zdrowe dla samorządu? Może tak, ale nawet jeśli - przypadkowo.

Samorząd... co to w ogóle jest samorząd?

Ciekawe jest to, jak Polki i Polacy postrzegają samorząd. Z jednej strony jako mogący mniej od władzy centralnej, z drugiej – jako bliższy i „lokalny”. Jako ten, który dopasowuje się do potrzeb. Nadal jednak, mimo że czasami znamy osobiście wójta czy radną - traktujemy samorząd jako „tych” - jak instytucję, coś zewnętrznego, nie część składową wspólnoty, na którą mamy wpływ. Nakłada się na to jeszcze nieznajomość kompetencji poszczególnych organów i szczebli samorządu. Czasami wiemy, jakie sprawy możemy załatwić w odpowiednim urzędzie, ale czy mamy odpowiednią wiedzę, jakie decyzje może podjąć rada gminy lub powiatu?

Inną sprawą jest bierne uczestnictwo w wyborach. Aż 16% gmin zamiast prawdziwych wyborów (z udziałem co najmniej dwójki kandydatów) miało plebiscyt – w ponad 400 gminach o funkcję włodarza (wójta lub burmistrza) starał się będzie tylko jeden kandydat. Część analityków wskazuje na to, że samorząd nadal nie jest dla nas czymś naturalnym i bliskim – nie został, tak jak globalne zmiany ustrojowe kraju, wywalczony w drodze przemian 1989 roku. Przyszedł z góry - narzucony i niejako nieproszony. Nawet reforma 1999 roku miała głównie na celu dostosowanie naszej administracji (nie samorządności!) do struktur (funduszy) unijnych. Tu znów punkt dla wielkiej, ogólnopolskiej polityki – ona potrafi o nas zawalczyć i nas zainteresować. Samorząd - nie robi ani jednego, ani drugiego.

Czy partie w ogóle to interesuje? 

Czy zatem złej sytuacji winna jest wielka polityka, która jest bardziej sexy i łatwiejsza w odbiorze? Czy partie wykorzystują samorząd tylko do wzmacniania ogólnokrajowego wyniku? A może sami politycy traktują niższe szczeble jako gorsze miejsce do rozwoju? W końcu to ich życie zawodowe. Skoro można zostać posłem w wieku 24 lat, to po co przechodzić przez kolejne szczeble drabinki i jeszcze zmagać się z noszeniem teczki jakiegoś lokalnego partyjnego barona bądź bezpartyjnego, ale rządzącego dwadzieścia lat wójta? Czy w takich warunkach da się przewietrzyć samorząd i sprawić, by był rzeczywiście blisko mieszkańców danej wspólnoty (i przez nich tworzony)?

Nie jest tak, że partie w ogóle nie interesują się samorządem. Wciąż PiS, PSL i PO partycypują w rozdziale miejsc na każdym szczeblu samorządu. Część partii politycznych marzy o przejęciu dusz na poziomie lokalnym. Pytanie, z jaką intencją? Czy samorząd to tylko trampolina do sukcesów ogólnopolskich? (taki zarzut stawiany jest m.in. wobec prezydentów dużych miast, szczególnie Warszawy). Dorota Olko z Razem w niedzielny wieczór wyborczy w TVN24 stwierdziła, że członkowie jej partii nie są tak podekscytowani wyborami lokalnymi i chętni, by się w nie angażować, jak w parlamentarne. Jeśli sami politycy mają takie podejście do sprawy, to co mamy powiedzieć my – ich wyborcy?

Władza realna czy symboliczna?

Szczególną uwagę partie poświęciły walce o sejmiki. Wygrana w sejmikach traktowana jest jako potwierdzenie lub zaprzeczenie wyniku wyborczego uzyskanego w wyborach parlamentarnych. Tu trzeba iść pod swoim szyldem i wystawić mocnych kandydatów. Lokalne komitety rzadko mają szansę w tej potyczce – tu grube ryby nie odpuszczają grubej kasy (a za nią i jej rozdział odpowiadają sejmiki). Walka o sejmiki jest traktowana przez partie w sposób instrumentalny. Poza rzeczywistą władzą (szczególnie nad funduszami), chodzi także o władzę symboliczną. Symbole w polityce są ważne, bo przekładają się na realny wpływ - partia, która przegrywa kolejne wybory może liczyć się z problemami wewnętrznymi i podważaniem pozycji swojego szefa, wygrani natomiast – na przypływ zainteresowanych do swojej formacji. Jednym i drugim daje możliwość odpowiedniego poukładania się przed kolejnymi wyborami. W tych wyborach najwyraźniejsze symbole są według mnie dwa: „PiS nie umarł” i „Lewica wyprowadza sztandar”.

Na poziomie powiatów i gmin nie wszyscy tak ochoczo pchali się do władzy. Zresztą w wielu lokalnych wyborach nie zobaczyliśmy niektórych partii w ogóle. Słaby (katastrofalny?) wynik Lewicy nie wziął się z księżyca. Formacja, ustami swoich liderów, może opowiadać, że to dla niej trudne wybory, ale dlaczego nie wyciąga w związku z tym żadnych wniosków? Stare SLD miało wnieść do lewicowej koalicji struktury. Tych jednak jak na lekarstwo, a lepiej w tej kategorii poradziła sobie... partia Razem. To jej działacze wydreptali sobie mandaty w radzie miejskiej Warszawy oraz w jej poszczególnych dzielnicach. Tak, jedno miasto to za mało. Ale może to dobry przyczółek, tylko trzeba stanąć w prawdzie i zrewidować założenia rodem z 2016 roku? A te muszą ulec zmianie, by formacja miała szansę grać o wyższą (niż próg) stawkę.

Koszula bliższa ciału

Ale w wyborach samorządowych nie chodzi tylko o klucz partyjny. One dotyczą także tego, kogo znamy osobiście, a kto jest dla nas „nonejmem”. Tylko czy to, że znamy kandydata, zachęciło nas czy zniechęciło do głosowania? Ten pan z wąsem, ta pani w białej bluzce. Tego kojarzę z sąsiedztwa, tamtą ze szkoły. Skoro ich znam i wiem, że robią dobrą robotę, to po co głosować? Zawsze mogę potem przejść się do gminy i załatwić sprawę po znajomości. Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie, ale z pewną podpowiedzią przychodzi nam frekwencja, która najwyższa tym razem była... na wsi! Wśród tak małych wspólnot prawie niemożliwa jest nieznajomość wójta czy burmistrza. Widocznie to pomaga budować zaufanie, a pośrednio, motywację do partycypowania w wyborach.  W wyborach parlamentarnych najczęściej do urn szli mieszkańcy największych miast. Skąd ta różnica?  Otóż wybory samorządowe nie różnią się od parlamentarnych – tu znam wójta, tam znam Tuska. I wiem, że nie znam go osobiście, ale przecież długość czasu ekspozycji ma znaczenie, a Kaczyńskiego czy Tuska widzimy czasem częściej niż burmistrza naszego miasta. Co więcej - wygraną w jednych i drugich wyborach trzeba sobie wychodzić. I tak jak tematy kampanii parlamentarnej są nam wlewane do uszu dzień i noc przez media, tak w wyborach samorządowych wygrywa metoda door-to-door. A gdzie najłatwiej zagrać tą kartą, jak nie na wsi?

Po co tracić czas i pieniądze? 

Podsumowując: głosowaniu w tych wyborach nie sprzyjało nic. Motywacja polityków i polityczek, zniechęcenie i zmęczenie wyborców, brak znajomości nazwisk znajdujących się na kartach do głosowania, brak wiedzy o zadaniach poszczególnych struktur samorządu, a nawet... pogoda! Warto pamiętać jednak o jeszcze jednej, technicznej rzeczy. Terminie.

O tym, że technikalia są w stanie manipulować wynikiem wyborczym, pisałem już na jesieni. Wtedy mówiłem o tym, jak brak równości w rozdzieleniu mandatów przypadających na okręgi defaworyzuje niektóre miejsca w Polsce, na rzecz innych, powodując, że nasz głos w różnych regionach kraju ma różną wagę. Tym razem taką małą manipulacją był moim zdaniem termin. W wyborach samorządowych głosować trzeba tam, gdzie jesteśmy dopisani do stałego obwodu głosowania. Nie wchodzi w grę metoda „na kartkę” wziętą z gminy ani na dopisanie się do listy głosujących. Założenie jest takie, że w sprawach lokalnych wypowiadają się Ci, którzy z danym miejscem są w jakimś stopniu związani.

Oczywiście ustawodawca przewidział możliwość dopisania się do stałego obwodu głosowania. Jeśli np. nie mieszkasz na stałe w swojej miejscowości rodzinnej, możesz przepisać się do tego miasta, w których przebywasz na co dzień. Teoretycznie - żaden problem. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że frekwencja wśród najmłodszych wyborców była w tych wyborach najniższa spośród wszystkich grup wiekowych, i spróbować zastanowić się, czy także kwestie techniczne nie miały na to wpływu. Mam na myśli szczególnie osoby studiujące. Tydzień przed wyborami były święta wielkanocne, które dla studentów są okazją do powrotów do domów rodzinnych. Jak silna była motywacja młodych ludzi, by wrócić do domu rodzinnego kolejny raz tydzień później, tym razem na wybory? Możemy się tylko domyślać.

Ktoś może powiedzieć - problem jest sztuczny. Przecież sam wyżej napisałeś, że można dopisać się do stałego obwodu głosowania.  Jasne! Zgadzam się i sam tak uczyniłem.  Wymagało to ode mnie jednak dużej determinacji. Pani w urzędzie odrzucała mój wniosek 3 razy (z różnych względów). To, w połączeniu z faktem, że nie wiedziałem, na kogo zagłosować (a w ogóle niedługo wyprowadzam się z Warszawy), bardzo zniechęcało do wzięcia udziału w wyborach. Poza tym – czy to serio fair, by zmuszać kogoś do zmiany obwodu głosowania? A jeśli ktoś jest w danym mieście chwilowo (bo studia, praca, etc.) i wie, że wrócić do swojego miasta rodzinnego? Tak czy siak ustawianie terminu głosowania na tydzień po świętach przez partię, która nie zbiera najwyższych not wśród najmłodszych, nie wygląda na działanie czysto przypadkowe i nieprzemyślane (pomijając już to, że całe przesuwanie wyborów na wiosnę było jednym wielkim szwindlem).

Koniec czy początek? 

Samorząd jest ważny. Dla Lepszego Jutra – priorytetowy. Wynik frekwencyjny ostatnich wyborów uważamy za bardzo niesatysfakcjonujący. Przyczyn tej obywatelskiej porażki jest, jak widać, dużo. Czy da się to naprawić? Czy mimo wszystko jest sens się angażować? Tak. My mamy zamiar robić to dalej. Przed nami 5 lat – czas nie tylko rozliczać samorządowców z ich wyborczych obietnic, ale także edukować społeczeństwo, czym właściwie ten samorząd jest i jaki ogromny wpływ ma na nasze życie. Przyłączysz się?

💡 Źródła Gendźwiłł A., Wiszejko-Wierzbicka D., „Polki i Polacy o samorządności” [dostęp: 10.04.2024 r.] https://www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2022/02/RAPORT_Polki.i.Polacy.o.samorzadnosci.pdf Żurawicz B., „W niemal co piątej gminie plebiscyt zamiast wyborów. «To niepokojące»” [dostęp: 10.04.2024 r.] https://tvn24.pl/lodz/wybory-samorzadowe-2024-w-co-piatej-gminie-zamiast-wyborow-bedzie-plebiscyt-st7821685

🖊️  Korekta: Beata Zając

Marcin Dziubek
Marcin Dziubek

Członek zarządu. Politolog, publicysta, edukator – pisze o tematach związanych z tożsamością, polską sceną polityczną i debatą publiczną.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Przeczytaj więcej:

    ← Do strony głównej